-W naszych
żyłach płynie … -zaczęła nie dowierzając Rose.
- Magiczna krew...
–dokończył za nią zdezorientowany brat.
-Nie
rozumiem… –wydusiła z siebie dziewczyna. Siedziała wciąż wpatrzona w starannie
zapisaną stronnicę starej księgi. Drew także nie mógł w tego pojąć. Ich umysły zmąciła
fala myśli. Nie docierało do nich to co przed chwilą przeczytali. ‘Krew płynąca
w żyłach tego ów rodu jest inna, magiczna.’ To zdanie najbardziej utkwiło im w
myślach. Magiczna krew…
-Dobra
trzeba zadzwonić do cioci.- ocknął się nagle chłopak i gwałtownie podniósł się
z podłogi. Chwycił swój telefon leżący na szafce nocnej i wybrał numer ciotki
Sary. Rosalie podniosła się i usiadła na łóżku wlepiając wzrok w brata. Po
dwóch sygnałach ciocia odebrała.
-Tak,
słucham? –chłopak usłyszał w słuchawce przyjazny głos, którego dawno nie
słyszał.
-Cześć
ciociu. Tu Drew.- powiedział.
-Oo cześć
kochanie! Jak dawno cię nie słyszałam. Głos Ci się zmie…
-Ciociu? –przerwał
jej –nie będziesz miała nic przeciwko jeśli do ciebie wpadniemy?- w słuchawce
na chwile zapadła cisza.
-Dowiedzieliście
się już? –zapytała kobieta.
-Tak. To
znaczy nic z tego nie rozumiemy.
-Rozumiem,
też przez to przechodziłam. Koniecznie jak najszybciej przyjeżdżajcie.
-W takim
razie zadzwonimy jeszcze gdy załatwimy jakiś transport.
-Okej. Będę
czekać. Pa.
-Cześć. –
Drew rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
-To teraz
trzeba załatwić kasę. –powiedziała Rose.
-No. Może
powiedzmy ojcu że mamy wycieczkę klasową?- zaproponował chłopak.
-Dobry
pomysł! To idziemy. –Rosalie energicznie wstała i pociągnęła brata za rękę.
Weszli do
salonu. Na jednym z foteli siedział tata wpatrzony w duży telewizor. Megan nie
było w pokoju, co było im bardzo na rękę.
-Tato, jest
sprawa. –zaczął Drew.
-O. Dobrze
że jesteście mam coś dla was. –Powiedział mężczyzna podchodząc do regału.
Wyciągnął z niego dwa pliki pieniędzy i wręczył je dzieciom. –To prezent
urodzinowy. Ode mnie i Megan.
-Dzięki
tato. –powiedzieli oboje równocześnie.
-No to jaka
to sprawa?- zapytał John.
-No bo mamy
wycieczkę szkolną i chcieliśmy prosić o pieniądze na nią, ale teraz już chyba
nie będziesz musiał… -zaczęła Rose, ale ojciec jej przerwał.
-Nie no,
nie wygłupiajcie się. To jest wasz prezent, na wasze wydatki. Oczywiście dam
wam na tą wycieczkę. Ile?
-1000$ na głowę. – powiedział szybko Drew. Ojciec wyciągnął ze swojego małego sejfu
2000$ i wręczył je swoim potomkom. –Udanej wycieczki.
-Dzięki. – powiedziała Rose i razem z bratem
wrócili na górę. –Wow mamy po 1500$ na głowę. I jeszcze swoje oszczędności.
Wiesz, nie jestem materialistką, ale to świetna rzecz mieć bogatego ojca, który
jest rozchwytywanym prawnikiem.
-Racja.- powiedział z uśmiechem. –No to teraz
trzeba znaleźć tani lot do Detroit w jak najszybszym czasie.
Dziewczyna kiwnęła głową, wzięła laptopa z biurka
brata i weszła na stronę internetową sieci lotniczych. Udało jej się zabukować
ostatnie dwa miejsca w samolocie do Detroid, który wylatywał nazajutrz o
godzinie 14:25. Mieli więc czas na dojechanie na lotnisko, które znajdowało się
najbliższym dużym mieście. Postanowili
nie marnować czasu i zabrać się za pakowanie. Nie mogli przesadzić z bagażem, ponieważ
Megan rano mogłaby zacząć coś podejrzewać. Próbowali więc zmieścić się jedynie
w tym co zabierają ze sobą do szkoły. Rose spakowała swoje ulubione granatowe i
czarne rurki, jeansowe szorty, 3 bluzki
z krótkim rękawkiem, 2 bokserki oraz 1 sweterek. Plecak, z którym już dawno nie
chodziła na zajęcia ledwo się dopiął, a trzeba było spakować jeszcze kosmetyki,
buty oraz kilka niezbędnych rzeczy. Postanowiła więc zabrać również torbę.
Jakoś zdołam przemycić ją przed tą zołzą. –pomyślała.
Drew w tym czasie również wziął się za pakowanie.
U niego obyło się bez dodatkowego bagażu. Spakował czarne rurki, 3 koszulki
oraz buty. Zmieścił również pastę, szczoteczkę, oraz kilka dupereli takich jak na
przykład ładowarka. Przygotował od razu ciuchy na drugi dzień. Wyciągnął z
szafy rurki z obniżonym krokiem i dziurami, oraz t-shirt i bejsbolówkę. Wcisnął
jeszcze do plecaka koszule w kratę, po czym odstawił pakunek pod biurko. Nagle w
pokoju rozległo się ciche pukanie. Nie zdążył się odezwać a drzwi uchyliły się
i ujrzał głowę siostry.
-Spakowałeś się? –zapytała z uśmiechem.
-Tak, a ty?
-Ja też. Położę się już spać. Ty też nie siedź
długo.
-Jasne.
-No to do jutra.
-Do jutra.
Dziewczyna zamknęła drzwi i udała się do swojego
pokoju. Zrezygnowała tego dnia z kolacji, ponieważ nie miała ochoty na kolejną
konfrontację z macochą. Zamknęła się w swoim pokoju i rozejrzała się dookoła.
Wszystko było w niemalże idealnym porządku, ponieważ nienawidziła bałaganu.
Drew nawet czasami nazywał ją ‘pedantką’. Odziedziczyła to po matce, odkąd
pamięta mama zawsze dbała o idealny porządek w domu. Wszystko musiało leżeć na
swoim miejscu. Megan co prawda sprzątała, jednak u niej nie było widać dużych
efektów.
Blondynka przebrała się w piżamę, oraz wyjęła z
szafy czarne leginsy, oraz luźną, białą, koszulową tunikę z koronkowym dołem i
cieniutkim paseczkiem w talii. Położyła ubrania na krześle i podeszła do lustra
wiszącego nad toaletką. Rozplątała warkocza i dokładnie rozczesała włosy. Odłożyła
szczotkę na szafeczkę i położyła się do łóżka, nakrywając się kołdrą po czubek
nosa, by po chwili odpłynąć w objęcia morfeusza.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Wiiitam! : * Natchnęło mnie dzisiaj żeby kontynuować przygody naszego rodzeństwa. Nie wiem jeszcze czy można nazwać to 'wielkim powrotem', to zależy tylko i wyłącznie od Was. Jeśli wam się spodobał rozdział i zauważę to w komentarzach to możecie szykować się na kolejne rozdziały, jeśli nie to nadal zostawiam tego bloga w 'spoczynku' ; ) Tak więc to na tyle. Mam nadzieję że nie zawaliłam strasznie sprawy.
-E.