niedziela, 2 grudnia 2012

Eighth

Oczami Rose:

Przerażona patrzyłam na mój nadgarstek, na którym kilka chwil wcześniej widziałam jak pojawia się tatuaż. Moje znamię otoczone było jedną całą gwiazdką i jedną narysowaną tylko do połowy.
-No nie źle -odezwała się ciocia z wielkimi ze zdziwienia oczami.
-Co oznaczają te cholerne połówki?!- zapytałam.
-Nie mam pojęcia...
-Może jeszcze się pojawią? -wtrącił Drew.
-Nie wiem. Nigdy się jeszcze z czymś takim nie spotkałem, ale sądzę że na wyspie ktoś będzie wiedziało co w tym wszystkim chodzi -odezwał się Erick, który do tej pory się nie odzywał.
-Dobrze, nie warto się teraz tym przejmować. Jutro pójdziemy na zakupy i załatwimy wszystkie niezbędne formalności, a w czwartek wyjedziemy z samego rana- powiedziała szybko ciocia po czym dodała zatroskanym tonem- a teraz lećcie spać, bo widzę że jesteście strasznie zmęczeni, a jutro czeka nas długi dzień.
Widziałam jak wujek wywraca oczami, zaśmiałam się a ciocia pokręciła głową i posłała mi uśmiech odwzajemniłam go i ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam szybki, gorący prysznic pragnąc zrzucić z siebie cały dzisiejszy dzień.
Tej nocy kładąc się spać miałam nadzieję, że gdy obudzę się wszystko będzie jak 4 lata temu. Bez żadnej magii, bez czarodziei, z mamą która czule mnie przytuli. Po policzku spłynęła mi słona kropla i zaraz potem zasnęłam.
Oczami Drew:
To wszystko działo się tak szybko. Jeszcze kilka dni temu nie wiedzieliśmy nawet że istnieje coś takiego jak magia, a już po jutrze jedziemy do szkoły czarodziei. Widać było że Rose nie może w to jeszcze uwierzyć, z resztą ja też jeszcze tego wszystkiego nie rozumiałem i miałem przeczucie że minie długi okres zanim się przyzwyczaimy.
Gdy Rosalie udała się do łazienki ja powlokłem się do pokoju w którym ciocia przygotowała nam miejsce do spania. Bez zapalania światła zauważyłem że w pokoju znajdują się dwa łóżka. Naprzeciwko drzwi było okno zasłonięte granatowymi roletami. Z karniszy zwisała lekka biała firanka. Nie wracając uwagi na mniejsze szczegóły udałem się prosto do łóżka, po drodze rzucając swoje rzeczy na plecak z którym przyjechałem. Położyłem swoje przemęczone ciało na miękkiej pościeli, zamknąłem oczy i za chwilę spałem.
Rano obudziły mnie zapachy i brzdęki dochodzące z kuchni. Domyśliłem się że ciocia szykuje nam śniadanie. Przeciągnąłem się ospale, kilka razy ziewnąłem i spojrzałem na łóżko równoległe do tego na którym spędziłem noc. Kołdra była równiutki i schludnie ułożona, a mojej siostry już tam nie było. Spuściłem więc nogi za łóżko energicznie na nie stanąłem. Posłałem łóżko starając się zrobić to jak najbardziej idealnie, jednak wyszło mi trochę gorzej niż mojej siostrzyczce. Wyciągnąłem z plecaka spodnie oraz koszulkę i szybko w nie wskoczyłem, po czym podążyłem za przyjemnymi aromatami unoszącymi się w powietrzu. W kuchni zastałem Sarę smażącą ostatniego naleśnika.
-Wyspałeś się? –zapytała.
-Tak. Bardzo dobrze mi się spało. –posłałem cioci uśmiech.
-To dobrze bo zaraz po śniadaniu idziemy na zakupy. –ciocia zaśmiała się a ja wziąłem głęboki oddech.
Nagle w kuchni zjawiła się Rose. Ubrana była w jeansowe szorty, niebieską bluzkę oraz czarny dość długi sweterek. Na nogach miała długie skarpety sięgające jej aż za kolana. Rozczochrała moje i tak niepoukładane po spaniu włosy i rozpromieniona zajęła miejsce po drugiej stronie stołu. Już dawno nie widziałam jej w takim humorze z samego rana. Ciocia postawiła przed naszymi nosami talerz pełen naleśników oraz syrop klonowy i życzyła nam smacznego, sama również zajęła miejsce przy stole i zabrała się do jedzenia.
Oczami Rose:
Ciocia przygotowała nam pyszne naleśniki które zjedliśmy ze smakiem. Po śniadaniu Drew zajął łazienkę, a ja pomogłam dla cioci pozmywać po posiłku. Gdy wreszcie wszystko było na swoim miejscu i byliśmy prawie gotowi do wyjścia. Wskoczyłam na chwilę do pokoju w którym spaliśmy chwyciłam wcześniej przygotowana torbę i czarną parę vansów, które od razu wsunęłam na nogi. W przed pokoju czekali już na mnie gotowi do wyjścia ciocia i Drew. Wyszliśmy przed domu. Sara zakluczyła drzwi i skierowała nas do samochodu. Był to czerwony fiat 500. Choć nie znam się na samochodach, to ten rozpoznałam bez problemu, ponieważ Megan namawiała kiedyś ojca na kupno go jednak stanęło wreszcie na czarnym passacie.
Zajęłam miejsce obok kierowcy, więc Drew musiał usiąść z tyłu, ale jakoś nie specjalnie mu to przeszkadzało.
-Tak właściwie to gdzie Erick?- zapytałam uświadamiając sobie że nie widziałam dziś wujka.
-Załatwia jutrzejszy transport.
-Jak to? Myślałam, że to on nas zawiezie.
-On, ale chyba nie sądziłaś że dostarczy was na wyspę samochodem. W kilku miastach w naszym stanie, jak również w innych jest punk transportu do szkoły magii. Z resztą co ja wam będę tłumaczyć. Jutro zobaczycie o co chodzi.
Żadne z was nic nie powiedziało kiwnęliśmy tylko głowami, a ciocia się uśmiechnęła. Jechaliśmy kilka minut, po czym ciocia zaparkowała pod ogromnym budynkiem, a mianowicie centrum handlowym. Rozpięłam pas i wyskoczyłam z auta. Mrużąc oczy zlustrowałam budynek wzrokiem.
-Ehem… Saro? Tak właściwie to po co my tu…
-No jak to po co? Na zakupy. Musicie kupić sobie kilka nowych rzeczy przed wyjazdem do szkoły. Oczywiście tam też jest ogrom sklepów, jednak powinniście mieć choć jeden strój na wyjazd. Nie wiadomo też kiedy dowiozę wam wasze rzeczy z domu. Więc lepiej się zabezpieczyć.
Weszliśmy do środka a naszym oczom ukazało się cudowne wnętrze. Wszystko było tu w jak największym porządku. Przestrzenny duży hall z nowocześnie zaprojektowaną fontanną przyciągał swoim wyglądem odwiedzających lokal. W pomieszczeniu dominowała biel z orzechowymi dodatkami. Nieopodal fontanny znajdowały się ruchome schody, którymi wjechaliśmy na wyższy poziom. Postanowiliśmy zwiedzać sklepy od góry żeby nie latać bez sensu w tą i z powrotem. Zakupy zaczęliśmy od H&M gdzie upatrzyłam sobie śliczną, zwiewną sukienkę. Od razu udałam się do przymierzalni, żeby nie kupić kota w worku.
-Wyglądasz cudownie –powiedziała Sara uważnie mi się przyglądając gdy wyłoniłam się z przymierzalni.
Po dokładnym przeglądnięciu się w lustrze uznałam że sukienka naprawdę leżała na mnie idealnie i postanowiłam ją kupić. Kosztowała nie całe 10$ ponieważ była po promocji, więc uznałam że mogę sobie na nią pozwolić. Ciocia doniosła mi jeszcze kilka wieszaków do przymierzenia twierdząc, że będzie mi w tych ciuchach do twarzy, po czym nie zwracając uwagi na protesty z mojej strony, zniknęła między wieszakami. Głośno westchnęła i zaczęłam po kolei wkładać na siebie ciuchy. Ciocia pojawiała się gdy tylko zapięłam ostatni guzik lub poprawiłam najmniejsze zagięcie, mówiąc że wyglądam świetnie. Ja jednak wybrałam tylko cieniowana koszulę, a resztę odwiesiłam powrotem. Nie patrząc na nic więcej udałam się prosto do kasy . Sympatyczna ekspedientka policzyła moje zakupy i spakowała je w papierową torbę. Wyciągnęłam z torby portfel i już chciałam zapłacić kiedy na swojej dłoni poczułam ciepły dotyk dłoni Sary, która drugą ręką podała sprzedawczyni sumę należną do zapłaty.
-Ciociu, ale…
-Żadnych ale! –ciocia zgromiła mnie wzrokiem po czym chwytając torbę z zakupami uśmiechnęła się do kobiety za ladą.
-W szkole też wam się przydadzą, a to możemy nazwać nadrobieniem wszystkich prezentów, które wam zalegam. Wiec bez gadania. Teraz trzeba znaleźć twojego brata. –powiedziała rozglądając się po sklepie. Pocałowałam ją w policzek i razem ruszyłyśmy w stronę działu z męską odzieżą.
Oczami Drew:
Krążyłem po dziele z męskimi ciuchami, nie zwracając na nie szczególnej uwagi. Nie chciałem wydawać pieniędzy na żadne bzdety.
-O tu jesteś! –usłyszałem za plecami głos Sary. –I jak wybrałeś już coś dla siebie? –zapytała.
-Nie. –mruknąłem. –właściwie to chyba niczego nie potrzebuję.
-O nie, nie. Już ja Cię zaraz ubiorę. –powiedziała uśmiechając się łobuzersko i zaczęła przebierać w wieszakach. Razem z Rose wybrały mi kilka rzeczy i zaciągnęły do przymierzalni. Przymierzyłem każde ubranie po kolei. Czerwona koszula w kratę była w sam raz, brązowe rurki również. Jedynie koszulka z napisami była na mnie za mała. Gdy im to powiedziałem ciocia chciała już lecieć po większy rozmiar.
-Nie, nie. Właściwie to ona mi się nie podoba. –powiedziałem szybko.
-Okej. –To chodźmy do kasy. Kasjerka policzyła nasze zakupy i nim zdążyłem zareagować ciocia podała kobiecie należną sumę. Zdezorientowany spojrzałem na siostrę, która tylko wzruszyła ramionami.
W centrum spędziliśmy jeszcze dobre dwie godziny, po czym obładowani torbami wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy prosto do domu.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Ufff.... Wreszcie dodaję. Długo siedziałam nad tym rozdziałem, ale zawsze coś mi przeszkadzało w dokończeniu go i przekładałam to na następny dzień. I tak w kółko. Dzisiaj udało mi się go wreszcie dokończyć. Wiem, że nie jest on zachwycający ale postaram się żeby kolejne były lepsze ; ). Jak zauważyliście zaczęłam pisać w formie 1 osobowej. Jednak nie wiem czy pisać tak nadal czy może jednak lepiej wrócić do pierwotnej formy tego opowiadania. Więc to Wy o tym zadecydujecie ; ) . 
Piszcie w komentarzach w której narracji wam się lepiej czyta. Być może zrobię także ankietę. 
Kolejny rozdział nie wiem kiedy. ale chyba nie szybko, ponieważ najpierw planuję definitywnie zakończyć bloga Mimo niepowodzeń idź dalej . ; ) 
Ps. : Proszę jeśli czytacie to zostawcie chociaż najkrótszy komentarz, ponieważ chcę wiedzieć ile osób tu jeszcze jest ; P 


Buuuziaki : * 

-E.