niedziela, 29 kwietnia 2012

Fourth


Weszli do małego zagraconego pomieszczenia. Wszystko było przesiąknięte wilgocią i zasypanie kurzem. Drew od razu zaczął kichać, alergia robi swoje. W pokoju było ciemno, jednak o dziwo nie potrzebowali zapalać światła. Wszystko widzieli wyraźnie co ich trochę zdziwiło. Podeszli do kartonów na których wielkimi literami napisane było „Amber” . Usiedli na podłodze i zabrali się za przeglądanie rzeczy zgromadzonych w obszernych pudłach. 
-Myślałaś już o tym kim- chłopak kichnął po czym dokończył- jesteśmy?
-No coś Ty całkowicie to olałam, ponieważ wolałam myśleć o tym co zrobić na kolacje dla naszej uroczej Megan. –powiedziała Rose z ironią i spojrzała na niego spode łba. – Jasne że myślałam, przez te całe zagadki podpadłam trochę dla pana Adamsa.
-Ja też o tym myślałem i szczerze to nic nie wymyśliłem. – kolejne kichnięcie.- Musimy się streszczać bo zaraz zakicham się na śmierć. –Powiedział z kwaśną miną.
-Mam!- powiedziała w triumfem w głosie Rosalie. –Dobra, możemy stąd iść.
Wparowali do pokoju chłopaka. Blondynka usiadła na podłodze opierając się plecami o łóżko, a  jej brat zajął miejsce naprzeciwko niej. Dziewczyna zdjęła z szyi wisiorek i gestem nakazała chłopakowi dać sygnet. Czekało ich teraz rozszyfrowanie zamka. Drew obejrzał go dokładnie i w odpowiednie miejsce przyłożył przedmioty należące do nich. Usłyszeli ciche kliknięcie.
-Udało się. –powiedział radośnie.
Otworzyli księgę a z jej wnętrza wyleciała koperta. Rose odłożyła na bok książkę i wzięła w dłonie lekko pożółkłą kopertę. Otworzyła ją i wyjęła z środka zapisaną starannie kartkę, od razu rozpoznała pismo matki. Dziewczyna wzięła wdech i zaczęła czytać na głos.
Kochane dzieci.
Jeśli sami musieliście odnaleźć księgę, to znaczy, że ja już jestem na innym świecie. Mam nadzieję że tata dobrze się wami zaopiekuje.
Zapewne pierwsze ataki były dla was szokiem, ponieważ nie mieliście pojęcia że cos takiego nastąpi, nikt was nie przygotował. Wierze jednak że uda Wam się przez to przejść. Macie przecież siebie.
Jest jednak jeszcze jedna osoba która Wam pomoże. Gdy już dowiecie się kim jesteście udajcie się do cioci  Sary.
Kocham Was. Mama.
Gdy Rose skończyła po jej policzku spłynęła łza, lecz ona szybko wytarła ją rękawem. Choć minęły już cztery lata, to i tak każde wspomnienie mamy zadawało jej ból.
-Czyli nie będziemy z tym sami. Tylko jest jeden problem. Jak niby ojciec puści nas do ciotki Sary, która mieszka w Detroid? –powiedział Drew.
-Tata nie będzie musiał o niczym wiedzieć. Mam pewien pomysł.-odparła Rose chowając kartkę do koperty.
-Jaki?
-Ja mam trochę swoich oszczędności, wystarczą one na pewno na bilet w jedna stronę, a jeśli poprosimy ojca na pewno da nam trochę kasy. Przecież on myśli ze pieniądze zastąpią wszystko.
-No racja, ale to nie zmienia faktu że  on nie zgodzi się na ten wyjazd.
-Ale on nie musi o niczym wiedzieć. Po prostu zawiadomimy ciocię spakujemy się i wyjdziemy do szkoły, a zamiast tam udamy się do Sary.
-No dobra, może się uda. A teraz musimy wreszcie dowiedzieć się kim jesteśmy. –powiedział zniecierpliwiony chłopak.
Rosalie wzięła księgę na kolana i otworzyła ją. Ich oczom ukazały się przeróżne zdjęcia różnych osób, wyglądało to na kronikę rodzinną. Były również puste miejsca na, jak się domyślili ich zdjęcia, a później także ich potomków.
-Zdjęcia naszych przodków. I co nam to daje? To raczej nie wyjaśnia sprawy. –Powiedziała Rose i odłożyła energicznie księgę.
-Czekaj… -powiedział nagle chłopak, otworzył tylną okładkę a ich oczom ukazał się piękny, starannie zdobiony, pisany ręcznie tekst. Rodzeństwo spojrzało na siebie i zabrało się do czytania. 
_______________________________________________________
Jest i czwóreczka ; ) . 
no i udało się, dobiliście obserwatorów do 10, a a dacie radę do 18 obserwacji i 10 komentarzy? ; D
Jeśli wam się uda to dodam piąteczkę; ) .
Wierzę w Was ; p 
Ewa ;D

czwartek, 26 kwietnia 2012

Third


Przystanek znajdował się kilka kroków od ich domu. Drogę pokonali w ciszy, mijając nie liczne auta. O tej porze ich małe miasteczko dopiero zaczynało budzić się do życia. Autobus przyjechał tego dnia wcześniej niż zwykle, a rodzeństwo bez ociągania się weszło do środka i zajęło miejsca. Podróż nie trwała długo. Pojazd zatrzymał się na parkingu przed starym gmachem szkoły, a uczniowie „wysypali” się z niego.
-Cześć Rose! –krzyknęła wesoło niska zielonooka istota.
-Hej Katy.- odpowiedziała jej dziewczyna i razem z bratem podeszli do niej. –Jak ja nie lubię poniedziałków.
-A ja tam nie mam nic przeciwko.- powiedziała uśmiechając się zalotnie do chłopaka. –A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego.
-Dziękujemy –odparła Rosalie za siebie i brata.- Idziemy? Nie mam ochoty po raz kolejny spóźnić się na angielski.
-Ja na szczęście mam matematykę, a pani Harison zawsze się spóźnia. –powiedział zadowolony Drew.
-Dobra, to w takim razie jak chcesz to się ociągaj, a my idziemy. Pa! Do zobaczenia za godzinę. –Krzyknęła oddalając się Rose. Dziewczyny wyjęły ze swoich szafek książki od angielskiego i udały się do Sali 123. Pana Adamsa nie było jeszcze w klasie. Spokojnie zajęły więc swoje miejsca.
-Witam- powiedział wbiegając do klasy młody nauczyciel.- Zapiszcie dzisiejszy temat…
Rosalie nie skupiała się na lekcji. Myślała o tym żeby tylko nie dostać w szkole ataku. Zastanawiała się również kim, a może raczej czym jest ona i Drew.
-Może panna Grey? –wyrwał ją nagle z zamyśleń głos nauczyciela.
-Tak?- powiedziała niepewnie, czując na sobie spojrzenia wszystkich osób znajdujących się w pomieszczeniu.
-Niech pani udzieli odpowiedzi na moje pytanie.
-Yy… Przepraszam, zamyśliłam się. Może pan powtórzyć?
-Radziłbym się wreszcie obudzić. –rzucił tylko i kontynuował lekcję. Dziewczyna postanowiła więc skupić się na tym co mówi pan Adams. Czas dłużył się niemiłosiernie, ale w końcu, po długim oczekiwaniu zadzwonił upragniony dzwonek.
-Pamiętajcie niedługo przerabiamy Hamleta. Przygotujcie się. Do widzenia. –zakończył lekcję nauczyciel. Wszyscy opuścili klasę. Przy szafce Rose czekał już na dziewczyny Drew i Cory.
-Hej dziewczyny. –przywitał się wysoki blondyn puszczając oczko w stronę przyjaciółek.
-Cześć chłopaku.-przywitały się obie.
-No to teraz biologia.-powiedział Drew. Tak się złożyło ze akurat w tym semestrze cała czwórka miała ją razem. Z odpowiednimi książkami ruszyli więc do Sali 99 gdzie siedziało już kilka osób.  Lekcja minęła szybko, jak z resztą i wszystkie kolejne. Na podwórku była piękna pogoda więc rodzeństwo postanowiło wrócić pieszo. Słońce delikatnie pieściło ich skórę, a oni ciesząc się uczuciem wiosennego ciepła wędrowali w kierunku domu prowadząc pogawędkę. Po jakimś czasie im oczom ukazał się znajomy budynek, który z pozoru wyglądał uroczo wcale nie kusił ich powrót w te miejsce. Weszli do środka. Mieli nadzieję nie natknąć się ani na ojca ani na macochę. Pech jednak chciał, że nie zdążyli nawet zdjąć butów a w przedpokoju pojawił się John.
-Wszystkiego najlepszego dzieci.-powiedział z wymuszonym czułym tonem .
-Wow. Pamiętałeś. –powiedziała Rose z lekkim sarkazmem –Dziękujemy i jeśli pozwolisz pójdziemy już do swoich pokoi.
Ojciec nie mówiąc nic więcej wrócił do salonu, a rodzeństwo skierowało się na górę. Zostawili w swoich pokojach rzeczy, które mieli ze sobą w szkole i po cichu poszli na strych. 
_________________________________________________________
Jest i trzeci ; ) . 
Dziękuję za komentarze, obserwacje i odwiedziny. 
Dobijecie do 10? Wierze w was ;D 
Ewa ; ]

wtorek, 24 kwietnia 2012

Second


Starsza kobieta z twarzą pooraną zmarszczkami stoi przed lustrem i czesze swoje długie siwe loki. Po chwili zauważa coś w odbiciu zwierciadła i z malującym się na twarzy uśmiechem obraca się.
-Witaj Rosalie.- z ust staruszki wydobył się przyjemny dla uszu głos. –Dziś wasze 17. urodziny .
-Babcia… -szepnęła dziewczyna.
-Tak to ja. Wysłuchaj mnie uważnie. Ty i Twój brat jesteście inni niż wasi koledzy. Nie jesteście tym czym wam się wydaje.  
-Babciu o czym Ty mówisz?
-Ból głowy którego wczoraj mieliście atak to pierwszy etap zmian.
-Jakich zmian?
-Sami musicie to odkryć. Naszyjnik który dostałaś kiedyś od mamy- to klucz do zagadki. Drew ma sygnet, on także jest kluczem.  Musicie znaleźć księgę, a wtedy wszystko się wyjaśni.
-Ale babuniu, jaką księgę? –dopytywała się Rose. Nagle babcia zaczęła się oddalać i w jednej minucie sen prysnął. Dziewczyna otworzyła oczy. Na zegarku widniała godzina 01:27. Nastolatka wygrzebała się z pod kołdry i podeszła do szafki na której stała duża szkatuła z biżuterią. Otworzyła ją i wyjęła naszyjnik o którym w dziwnym śnie mówiła babcia. Na srebrnym łańcuszku zawieszony był mały półksiężyc. Dziewczyna zawiesiła go na szyi i po cichu opuściła swój pokój. Wślizgnęła się do sypialni brata, który smacznie spał w swoim łóżku.
-Drew! Wstawaj muszę Ci coś powiedzieć.- siostra szarpnęła go w ramię.-No już, obudź się!
-Co jest? –mruknął zaspany chłopak.
-Miałam dziwny sen.-powiedziała Rose.- Śniła mi się nasza babcia.
-Amanda? – Drew podniósł się na łokciach i zrobił wielkie oczy.
-Tak. Powiedziała że jesteśmy wyjątkowi i że te wczorajsze ataki to początki zmian.
-Jakich ZMIAN?
-Mamy sami się tego dowiedzieć. Musimy odszukać jakąś ksiegę, a kluczem do tego wszystkiego jest to- powiedziała wskazując półksiężyc na jej szyi- oraz Twój sygnet.
-Mamy szukać jakiejś ksiażki? Jakiej?
-Nie wiem, gdy zapytałam o to sen się rozpłynął a ja się obudziłam. Ale ja chyba wiem gdzie ona jest. Pamiętasz tą pracę domową którą pan Adams zadał nam dwa tygodnie temu?
-Pamiętam, ale co to ma do rzeczy?- zapytał Drew ze zdziwieniem.
-Gdy szukałam tych starych pamiątek rodzinnych w kartonie z rzeczami mamy na strychu znalazłam starą zakurzoną księgę, uznałam jednak że mi się nie przyda, ponieważ była zamknięta na dziwaczny zamek.
-Musimy ją sprawdzić .
-Teraz?
-Czemu nie.
-A może zróbmy to po szkole? Chętnie przespałabym się jeszcze chociaż trochę.
-No dobra, też chętnie się jeszcze trochę zdrzemnę.
-To do zobaczenia za kilka godzin braciszku.- powiedziała dziewczyna wstając i udając się w stronę drzwi. Otworzyła je i bezszelestnie wróciła do siebie. Chwile później oboje wtuleni w poduszki słodko spali.
***
-Może raczyłabyś w końcu zwlec się z tego łóżka?! Spóźnisz się do szkoły młoda damo!- Rose usłyszała nad sobą męski głos.
-Co Cie nagle obchodzi czy trafię do szkoły na czas czy nie? –powiedziała ospałym tonem i usiadła.
-Wstawaj. –powiedział jeszcze raz ojciec obrócił się na pięcie i skierował w stronę drzwi. Dziewczyna zeszła z łóżka, wyjęła z szafy ubranie do szkoły i udała się do łazienki. Po umyciu się wskoczyła w wybrane ubrania. Blond włosy splotła w luźnego kłosa. Na usta nałożyła odrobinę błyszczyku, a na powiekach zrobiła delikatne kreski. Przez chwilę wpatrywała się w swoje odbicie lustrze.
-Witaj siedemnastolatko. Jeszcze tylko rok…- Powiedziała sama do siebie i wyszła z łazienki trzaskając drzwiami w pośpiechu. Zeszła do kuchni gdzie przy stole siedział już Drew. Po drugiej stronie stołu siedziała Megan przyglądając się swoim paznokciom.
-Cześć Drew, wszystkiego najlepszego. –przywitała się z chłopakiem Rose całkowicie ignorując obecność macochy.
-Hej. Dziękuję i nawzajem mała.-odezwał się chłopak.
-Jadłeś już coś? –zapytała czule siostra.
-Tak.
-Okej to możemy już iść? –zapytała dziewczyna chwytając z koszyczka czerwone jabłko i butelkę wody mineralnej stojącą na szafce, które włożyła szybko do torby.
-Mamy 10 minut do przyjazdu autobusu więc może my już wychodzić. –powiedział Drew wstając z miejsca i chwytając plecak. Oboje skierowali się w kierunku wyjścia.
-A może by tak słowo „do widzenia”? –odezwała się nagle ruda kobieta rodzeństwo ją zignorowało.- Czy wasza matka was nie wychowała?
-Od naszej mamy to radze Ci się trzymać z daleka! –wrzasnął chłopak. Siostra położyła mu rękę na ramieniu.
-Nie warto Drew. –powiedziała dziewczyna ze spokojem i oboje opuścili dom. 
 ____________________________________________________________
Jest i dwójeczka ;D . 
Komentujcie i obserwujcie. ; ) . 
Ewa ;p

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

First


Rose leżała na ziemi wijąc się z bólu i krzycząc. Po chwili wszystko odeszło jak ręką odjął. Dziewczyna zdziwiona podniosła się i jak najszybciej udała do domu. Nie zauważalnie wślizgnęła się na górę, kierując się do pokoju brata.  Drew siedział na łóżku z przerażonymi oczami .
-Co jest?! –siostra widząc jego minę podbiegła do niego.
-To było coś dziwnego…- zaczął chłopak.
-Przeraźliwy ból w skroniach i nagle spokój? –zapytała dziewczyna.
-Tak. Skąd Ty o tym wiesz? Czytasz mi w myślach?
-Kilka minut temu miałam to samo.
-To jest dziwne.
-Nawet bardzo. –skwitowała Rose.- Działo się tu coś podczas mojej nie obecności?
-A co się miało dziać? Po waszej kłótni ojciec wyszedł do pracy, a ta oczywiście panoszy się po całym domu uważając się za nie wiadomo kogo.  Czyli dzień jak co dzień.
-Drew przepraszam, że znów zostawiłam Cie samego z nią. Postaram się więcej tak nie robić.
-Spoko, jakoś daje radę. –uśmiechnął się chłopak.
-Nie mogę uwierzyć, że już cztery lata minęły odkąd mama umarła. Dzień przed naszymi 13. urodzinami. –odezwała się Rosalie po chwili ciszy i przytuliła się do swojego brata.
-Gdyby nie to do tej pory bylibyśmy szczęśliwą rodziną, ale stało się. Mama nie żyje, a ojciec wyszedł za Megan , która go całkowicie zmieniła.  - Drew objął ramieniem siostrę.
-Na szczęście mamy siebie. Jak ja Cię kocham braciszku. –wyszeptała Rose dławiąc się łzami.
-Ja cie też mała.
Siedzieli tak wtuleni w siebie. Oboje żałowali że nie mogli odwiedzić dzisiaj grobu matki, ponieważ przez przeprowadzkę, która miała miejsce dwa lata temu znajdują się za daleko.
Późnym wieczorem Rosalie zeszła na dół po coś na kolację, a w ślad za nią Drew. Oczywiście gdy tylko weszli do kuchni w progu zjawiła się wysoka kobieta z burzą rudych loków na głowie- Megan.
-Rosalie zrób mi kawę.- powiedziała siadając na krześle.
-Nie masz rąk?- rzuciła Rose nawet na nią nie patrząc.
-Słucham?! Jak Ty się do mnie odzywasz dziewucho?!
- Spadaj jak widzisz jestem zajęta.
- Jak śmiesz?
-Wyjdź stąd! –krzyknął Drew. – Nie rozumiesz co do ciebie mówię?
-Niewychowane bachory! –ofuknęła Megan i wyszła z kuchni.
-Mam jej po dziurki w nosie. –powiedziała Rose gdy tylko kobieta opuściła pomieszczenie.
-Nie tylko Ty, ale na szczęście już tylko rok.
-Już się nie mogę doczekać. Dobra idziemy na górę?- Zapytała dziewczyna trzymając w ręku talerz kanapek. Chłopak kiwnął głową.- To bierz kakao.
Zamknęli się w pokoju chłopaka i zaczęli konsumować posiłek. Przerwał im jednak kolejny atak. Złapali się za głowy i upali na podłogę. Rose pisnęła i zacisnęła zęby żeby nie krzyczeć.  Po kilku  minutach  tak jak poprzednim razem ból odszedł.  
_________________________________________________
No więc jest i rozdział pierwszy :D. 
Mam nadzieje ze choć trochę się spodoba.  
Ewa ; ]

Prologue


Szczupła blondynka siedziała na trawie wpatrzona w blask zachodzącego słońca. Po jej policzkach spływały łzy. Chciała móc cofnąć czas o 4 lata i jakoś odwrócić to co się stało. Zapewne wtedy wszystko potoczyło by się inaczej. Teraz już nic nie mogła zrobić. Cieszyła się jednak tym, że już za rok będzie w pełni samodzielna i będzie mogła się wyprowadzić. Nagle dziewczyna poczuła przeraźliwy ból w skroniach, złapała się za głowę i krzyknęła. 
________________________________________________
Bardzo krótki prolog, ponieważ talentu do ich pisania to ja nie mam niestety. ; ) 
1 rozdział już napisany i czeka na wstawienie. 
Może jeszcze dzisiaj się pojawi. 
Ewa  ; )