niedziela, 9 września 2012

Seventh




Auto zatrzymało się na podjeździe pod niewielkim, jednorodzinnym domkiem.
-No to jesteśmy na miejscu –powiedział Eric wyłączając silnik.
Rodzeństwo wyszło z samochodu i udało się w stronę drzwi wejściowych rozglądając się dookoła. Przed domem wiele się nie zmieniło od ich ostatniej wizyty, która miała miejsce dwa lata temu podczas wakacji. Soczyście zielony, równo przystrzyżony trawnik otaczał rząd czerwonych róż, które kusiły swoim pięknym wyglądem oraz zapachem unoszącym się w powietrzu.  Dom nie był ogrodzony, jak z resztą każdy na tej ulicy. Dzięki temu wszystko wyglądało bardziej przyjaźnie i naturalnie. Podeszli do białych oszklonych drzwi. Drew wyciągnął rękę do dzwonka, ale nim go nacisnął w drzwiach pojawiła się niewysoka, szczupła blondynka o intensywnie niebieskich oczach, które promieniały z radości. Na jej ustach malował się ogromny uśmiech skierowany w stronę bliźniaków.
-Wejdźcie –powiedziała miło i gestem zaprosiła ich do środka. Uściskała oboje po kolei i przyjrzała im się uważnie. – Jak wy się zmieniliście. Ostatni raz widziałam was... hm… -zastanowiła się –dwa lata temu?
-Rzeczywiście, a wydaje się jakby to było wczoraj –odparła Rose rozglądając się po pomieszczeniu w którym się znajdowali. Był to mały przytulny korytarz, pomalowany na zielony kolor. Na jednej ze ścian wisiało duże lustro w czarnej ramie.  Nie daleko stała szafa, do której ciocia zabrawszy od dziewczyny kurtką schowała ją.
-Wejdźcie dalej –odparła Sara wskazując na wejście do salonu. W tym pomieszczeniu ściany były w kolorze ecru. Na środku stała obszerna, czarna sofa, dwa fotele tego samego koloru oraz dębowy stolik. Naprzeciwko na ścianie wisiał plazmowy telewizor, a po prawej stronie znajdował się kominek. Podłogę pokrywała miękka, brązowa wykładzina. Rodzeństwo zajęło miejsce na sofie, a ciocia przycupnęła na fotelu. Oboje zwrócili uwagę na to że przez ostatnie dwa lata Sara ani odrobinkę się nie zmieniła. Jej wygląd podpowiadał że jest lekko po 20, a data urodzenia mówiła zupełnie co innego. To samo tyczyło się Erica jego wygląd zupełnie się nie zmienił.
-Macie ochotę odświeżyć się po podróży? –zapytała Sara.
-Chętnie.- odparła Rose.
-W takim razie choć za mną, pokażę Ci gdzie jest łazienka.
Dziewczyna wyjęła z plecaka kosmetyczkę i udała się za ciocią. W toalecie szybko załatwiła swoje potrzeby i z uczuciem świeżości opuściła pomieszczenie. W salonie Eric i Drew omawiali wczorajszy mecz footballu. Dziewczyna postanowiła więc nie wcinać im się i udała się do pomieszczenia, którym jak się domyśliła była kuchnia. Zastałą tam ciocia przygotowującą przekąskę.
-Jak tam? –zapytała wyczuwając obecność siostrzenicy.
-W porządku. –odparła dziewczyna. – Saro… -zaczęła niepewnie po chwili ciszy. –Wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi?
Blondynka odłożyła nóż którym przed chwilą szybko siekała ogórka na plasterki, obróciła się w stronę dziewczyny i opierając się o szafkę spojrzała jej prosto w oczy.
- Poczekaj jeszcze chwilkę kotku, zrobię wam kanapki i wy sobie zjecie a my wszystko wam objaśnimy okej?
-Jak to ‘my’? –Zapytała zdziwiona. –Eric także jest ‘wyjątkowym czymś z magiczna krwią’?
-Czarodziejem. Tak jest nim. Ale to za chwilę. Teraz pozwól że dokończę. –ciotka posłała jej miły uśmiech i zabrała się za układanie składników na kromkach chleba. Później ułożyła kanapki na talerzu i ruszyła do salonu. Postawiła talerz na stole i życzyła bliźniakom smacznego. Rose usiadła na sofie, nie mogąc doczekać się opowieści cioci, która także wygodnie się rozsiadła, wzięła głęboki oddech i zaczęła.
-No dobrze. Czyli zaczęliście już przemianę, tak? –zapytała, a rodzeństwo zgodnie kiwnęło głową. –Pierwszym etapem były bóle głowy, mam rację? Potem zaczęliście lepiej widzieć w ciemności. Następnym krokiem mogą być znamiona, bądź objawy waszych przyszłych darów. Nie zauważyliście niczego podejrzanego? –zapytała.
-Nie. –mruknął Drew połykając kęs kanapki.
-Własciwie… Nie wiem czy to mogło być tym przejawem ‘daru’ –powiedziała dziewczyna kreśląc w powietrzu cudzysłów -ale babcia kontaktowała się ze mną przez sen, powiedziała mi o księdze.
-Rzeczywiście, to mogło być to, ale nie mamy pewności. Jeśli był to dar z pewnością wróci. No dobra, to może opowiemy wam o co chodzi? Na pewno jesteście ciekawi.
-Cały czas na to czekamy. –rzekł Drew.
-No więc jesteście czarodziejami, jeszcze nie macie rozwiniętych mocy, ale właśnie zaczynacie etap pierwszy czyli przemianę. Później czeka was etap nauki, oraz etap wyboru. 
-To znaczy?
-O przemianie już wiecie. Etap nauki to nic innego jak nauka wszystkich potrzebnych czarodziejowi rzeczy, który to etap odbędziecie w specjalnej szkole. Etap końcowy to etap w którym zadecydujecie o swoim dalszym życiu. Podejmiecie ważne decyzje, takie jak wybór zawodu, czy życia.
-Jak to wybór życia? –zapytała Rose.
-Postanowicie, czy zostaniecie czarodziejami, czy może porzucicie moce.
-Można porzucić moce?
-Jasne że można. A czasami nawet trzeba, wasza matka była zmuszona wyrzec się mocy, ponieważ wyszła za człowieka. W naszym przypadku nie było to konieczne ponieważ oboje jesteśmy czarodziejami.
-To dlatego się nie starzejecie? –wypalił chłopak.
-Tak – zaśmiał się Eric –właśnie dlatego. Jeśli czarodziej zatrzymuje swoje moce, proces zmian w jego organizmie zatrzymuje się. Czyli przestaje się starzeć. Rozumiecie, prawda?
Rodzeństwo kiwnęło głową czekając na dalsze opowiadanie i nagle Rose coś sobie uświadomiła.
-W jakiej szkole będziemy się uczyć? –zapytała.
-W szkole dla czarodziei oczywiście. Jest to szkoła z internatem, osadzona na wyspie. –odpowiedziała ciocia.
-Jak to? Czyli będziemy żyć na bezludziu?
-Nie, skądże znowu. Jest to normalnie prosperując wyspa, tak jak duże miasto. Są tam domy, sklepy, kawiarnie, restauracje, wszystko co jest potrzebne do życia.
-Czyli ludzie o nas wiedzą?
-Nie wszyscy. Tylko Ci którzy zamieszkują wyspę, a trochę ich się  tam znajdzie. Jednak większą częścią mieszkańców są czarodzieje.  -Wytłumaczył Eric. -No więc po jutrze zawiozę was do szkoły.
-Jak to? Tak od razu? A nasze wszystkie rzeczy? A ojciec? -dopytywała zaskoczona Rose.
-Nie martwcie się. Razem z ciocią udamy się do waszego domu zabierzemy wasze rzeczy i przywieziemy je wam. A John... Powiemy mu że od teraz mieszkacie z nami. Z tego co wiem y nie przepadacie za Magan, więc nie będzie to dziwne. –powiedział po czym dodał ciszej z szerokim uśmiechem. -Szczerze to się wam nie dziwię. Niezła z niej jędza, gorsza od Sary.
-Ehem. Ja tu wciąż siedzę i jako czarodziejka mam bardzo dobry słuch kochanie. -Odezwała się ciocia i wszyscy razem wybuchnęli głośnym śmiechem.
Ten dzień minął bardzo szybko, wieczorem wszyscy razem usiedli przed telewizorem z zamiarem oglądnięcia wspólnie jakiegoś filmu. Jednak co jakiś czas rozmawiali lub śmiali się i gdy film dobiegł końca żadne z nich nie umiało go opowiedzieć.
-Jakie wy macie dary? –zapytał Drew po chwili ciszy, którą poprzedzał głośny śmiech.
-No więc, każdy ma minimum jeden dar. Liczba gwiazdek otaczających główne znamię czyli półksiężyc jest równa liczbie darów. Ja mam 2 –powiedziała odgarniając włosy do tyłu, ukazując tatuaż osadzony na obojczyku składający się z równego półksiężyca i dwóch gwiazdek –jest to przewidywanie przyszłości oraz odczuwani emocji z człowieka.
-Ja posiadam tylko jedną gwiazdkę. –Odezwał się wujek. -Umiem współpracować z żywiołem wody.
-Wow. Ciekawe co my będziemy potrafić. –zaciekawił się Drew i zajrzał pod koszulkę żeby sprawdzić czy na jego obojczyku nie pojawił się symbol.
-Znamiona mogą pojawić się nie tylko na obojczyku. –powiedziała lekko rozbawiona zachwytem chłopaka kobieta. –Może to być także łopatka, nadgarstek, szyja, bądź dół pleców.
-Nieźle. –powiedział Drew.
-Jeśli chcecie mogę wam zaprezentować mój dar. –Rzucił Eric, a rodzeństwo pokiwało entuzjastycznie głowami. Mężczyzna podsunął bliżej siebie szklankę z wodą uniósł dłoń, przymknął powieki i w tym samym momencie woda zaczęła wirować i opuściła naczynie jako małe wodne tornado. Wujek zamachał ręką i wir zamienił się w dużą bańkę. Rodzeństwu opadły szczęki a wujek uśmiechnął się łobuzersko i umieścił wodę z powrotem w naczyniu.
-Wow.  –szepnęła Rose.
-To nic takiego –zaśmiał się Eric.
-Jaaasne... –rzuciła Rose z żartobliwym sarkazmem.  
-No dobra, to teraz ja. –Odezwała się ciocia, spojrzała głęboko w oczy siostrzeńcowi i po chwili szeroko się uśmiechnęła. –Drew jesteś teraz zachwycony i za razem zazdrosny... Tylko nie jestem pewna czy o dar czy o urodę mojego męża. Mam rację?
Wszyscy zaczęli się śmiać. Drew wywrócił oczami i lekko się zawstydził. Po chwili wszystkich dopadło potworne zmęczenie. Sara udała się do pokoju gościnnego, żeby przygotować rodzeństwu wygodne spanie i za chwilę była powrotem w salonie. Rodzeństwo po kolei udało się do łazienki pierwszy był drew. Wyciągnął z plecaka bokserki, w których zamierzał spać oraz pastę, szczoteczkę i żel pod prysznic. Ciocia wręczyła mu czysty ręcznik i chłopak zniknął za drzwiami łazienki. Wskoczył pod prysznic i pokręcił kurkiem. Strumień przyjemnie ciepłej wody spłynął po nim zmywając resztki minionego dnia. Tysiące kropelek przyjemnie masowały muskularne ciało chłopaka, który nałożył na rękę trochę żelu i zaczął wmasowywać go w ciało oraz włosy. Spłukawszy z siebie warstwę białej piany chwycił ręcznik wiszący na wieszaku i owinął się nim w pasie. Stanął przed dużym lustrem stojącym w kącie pomieszczenie i dokładnie obejrzał swoje ciało w poszukiwaniu znamienia. Obrócił się tyłem i nagle na prawej łopatce ukazał mu się piękny półksiężyc otoczony dwiema gwiazdkami i pół. Nie wiedział o co chodzi, czyżby jeden jego dar był nie pełny? A może jego znamię się nie udało? Postanowił bezzwłocznie skonsultować to z dorosłymi. Założył na siebie bokserki oraz szybko umył zęby i opuścił pomieszczenie. Żywo wmaszerował do salonu i zastał tam cała trójkę.
-Słuchajcie! –niemal krzyknął. Wszyscy zwrócili głowy w jego kierunku. –Znalazłem znamię, ale coś z nim jest nie tak. –widząc zdezorientowane spojrzenia zgromadzonych obrócił się do nich plecami.
-Pół gwiazdki? Pierwszy raz coś takiego widzę. –odezwała się ciocia. Rosalie nerwowo podciągnęła rękawy sweterka i aż pisnęła ze zdziwienia. Wszyscy przenieśli na nią wzrok, a ona uniosła w górę rękę ukazując swój tatuaż.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Witam. Troszkę chyba zepsułam, inaczej to sobie wyobrażałam, ale mam nadzieję że wam się choć troszeczkę spodobał. Teraz rozdziały będą dodawane rzadko, ponieważ zaczął się rok szkolny. Trudno mi powiedzieć co ile będę je dodawać, postaram się co tydzień, ale nie wiem jak to będzie. Zobaczymy jak to wyjdzie.Mam nadzieję że mnie miło zaskoczycie ilością komentarzy. haha :D
xoxo 
-E.

niedziela, 2 września 2012

Tagi .;D

No więc, zostałam 'otagowana' przez Lose Yourself. ;D Nie bardzo rozumiem o co w tym chodzi, ale może mi się uda.haha xd No więc na początku :
Zasady tagowania :
1. Po przeczytaniu 11 pytań odpowiadamy na wszystkie na swoim blogu.
2. Następnie wybierasz 10 osób, które tagujesz i zamieszczasz linki do ich blogów.
3. Tworzysz 11 nowych pytań, na które będą musiały odpowiedzieć osoby otagowane.
4. Powiadom osoby wybrane przez ciebie, że zostały otagowane.
5. Daj Taga osobom, które jeszcze go nie miały.

Moje odpowiedzi : 
1. Kiedy wykryłaś/łeś, że masz zdolności do pisania ?
Hmm... nie pamiętam. Pierwszo zaczęłam pisać dla przyjemności, dopiero teraz ludzie uświadamiają mnie że podobno mam do tego 'talent' ; )
2. Podoba ci się twój blog ? W skali 1-5.
Hmm... Nie powiem że nie, ale też widziałam lepsze. 3,5?
3. Ulubiony kolor ?
Niebieski oraz czarny.
4. Pora roku ?
Proste... LATO! ;>
5. Ulubiony film ?
Trudne pytanie, lubie dużo filmów, ale chyba nie mam ulubionego.
6. Do której klasy chodzisz ?
Od poniedziałku 2 gim.
7. Czy masz pomysły na nowego bloga ?
Mam, ale na razie ich nie zdradzam.
8. Czy czasem myślisz, by nie zakończyć bloga ? < tylko pytanie nic nie sugeruję, żeby nie było xd>
Oj nie raz przechodziło mi to przez myśl. Tego bloga nawet miałam przez pewien czas zawieszonego. ; )
9. W jakim województwie mieszkasz ?
Podlaskim
10. Czego oczekujesz od swoich czytelników, a czego od siebie ?
Od moich czytelników oczekuję wyrozumiałości, oraz czasami ostrej krytyki, która dałaby mi niezłego kopa w tyłek. xd A od siebie samej hmm... Na pewno mobilizacji do pracy, oraz mniej obijania się i lenistwa.
11. Chciałabyś/chciałbyś w przyszłości zawodowo zostać pisarzem ?
Myślałam o tym, ale sadzę ze nie jestem w tym aż tak dobra.; ) Ale kto wie... Czas pokaże ;P

Osoby które wybrałam:
1. http://www.zatraceni.blogspot.com/
2. http://kiedymiloscstajesienienawiscia.blogspot.com/
3. http://paranormalni-ba.blogspot.com/
4. http://esme-carlisle-cullen-my-story.blogspot.com/
5. http://rosemare-collins-my-story.blogspot.com/
6. http://fantasies-sherry.blogspot.com/
7. http://charming-anthem.blogspot.com/
8. http://bo-ty-jestes-tylko-chlopcem.blogspot.com/
9. http://friends-will-be-frends.blogspot.com/
10. http://one-moment-all-life.blogspot.com/

Pytania :
1. Od kiedy interesujesz się pisaniem?
2. Czy Ty sam uważasz że masz talent?
3. Myślałeś kiedyś o tym żeby wydać książkę?
4. Czy pisanie sprawia Ci przyjemność?
5. Ulubiony serial?
6. Czy zawiesiłeś kiedyś bloga z powodu małej ilości komentarzy lub odwiedzin?
7. Skąd czerpiesz inspirację?
8. Kiedy w Twojej głowie narodził się pomysł na to opowiadanie i czy od razu ten pomysł rozwinąłeś?
9. Ulubiona książka?
10. Ulubione opowiadanie które czytasz w sieci?
11. Czy wiążesz swoja przyszłość z pisarstwem?


Uff.... Chyba jakoś z tego wybrnęłam. Teraz tylko powiadomić wszystkich. ;]

sobota, 1 września 2012

Sixth



Drew niechętnie otworzył powieki i rozejrzał się w poszukiwaniu telefonu z którego już po raz trzeci wydobywała się irytująca melodia, która miała za zadanie obudzić go i jak na razie wychodziło jej to świetnie. Jednym przyciskiem wyłączył budzik i przetarł dłonią zaspane oczy. Leniwie wygrzebał się spod cieplutkiej kołdry i opuścił swoją sypialnie kierując się do łazienki. Szybko załatwił potrzebę, umył się oraz przeczesał rozczochrane włosy i wrócił do pokoju z zamiarem ubrania się w przygotowane poprzedniego wieczoru ciuchy. Gdy zakładał na siebie koszulkę po pokoju rozległo się ciche pukanie.
-Kto tam? –zapytał chłopak.
-To ja, mogę wejść? –usłyszał cichy głos swojej bliźniaczki.
-Jasne. –odpowiedział i zaraz w pomieszczeniu pojawiła się zgrabna, ładnie ubrana dziewczyna z turbanem z ręcznika na głowie.
-Jak tam? Gotowy? –zapytała.
-No raczej.
-Masz paszport?
-O, dziękuję że przypomniałaś.
-Och, Drew, co Ty byś beze mnie zrobił? –dziewczyna zachichotała po czym dodała. –Idę wysuszyć włosy i zaraz będziemy się zbierać.  
-Okej. –mruknął chłopak.
Rose cicho zamknęła drzwi i udała się do łazienki. Tam zabrała się za suszenie wilgotnej grzywy. Ciepłe podmuchy suszarki sprawiały, że woda z blond włosów dziewczyny wyparowywała, aż wreszcie były całkowicie suche. Idealnie rozczesała piękne fale i odłożyła na miejsce suszarkę. Opuściła łazienkę i udała się do pokoju żeby zabrać z niego swój bagaż. Zeszła na dół uważając żeby nie natknąć się na macochę, jednak okazało się ze w holu nikogo nie było, tak samo też w kuchni. Pusto. Ani jednej żywej duszy, nie licząc oczywiście jej i jej brata, który jeszcze robił coś w swoim pokoju.  Ucieszyła się z tego powodu, ponieważ mogła spokojnie wyjść z domu z torbą i plecakiem nie budząc niczyich podejrzeń. Postawiła swój ekwipunek pod ścianą w korytarzu i wsunęła na nogi swoje czarne baleriny. Tym czasem na schodach pojawił się Drew z plecakiem na plecach i torbą z laptopem na ramieniu.
-Nie ma Megan? –zapytał ledwo słyszalnym głosem.
-Ani Megan, ani ojca nigdzie nie widać. –odparła głośno.
-Ciekawe gdzie się podziała ta jędza, ale dla nas to nawet lepiej że jej nie ma. –powiedział Drew stawiając na podłogę swoje pakunki i tak samo jak siostra zabrał się za zakładanie butów. Gdy byli gotowi wymaszerowali z domu zamykając za sobą drzwi.  Na podwórku było chłodno. Wiał mroźny, nieprzyjemny wietrzyk, a niebo pokrywała warstwa ciemnych chmur, które najprawdopodobniej nie zwiastowały dobrej pogody. Rose zadrżała z zimna gdy tylko poczuła na sobie dotyk nieprzyjemnego powietrza. Naciągnęła rękawy lekkiego czarnego sweterka na dłonie.
-Drew? –zapytała chłopaka, który stał już przy furtce. –Mogę cofnąć się po moją kurtkę? Trochę dziś chłodno.
-Nie ma sprawy, leć. –powiedział brunet z uśmiechem. Dziewczyna szybko popędziła do domu i za chwilę była z powrotem w swojej ulubionej jeansowej kurtce. Opuścili parcelę i ruszyli przed siebie.
-Tak właściwie –zaczął Drew –jak opuścimy Katerfields i dostaniemy się do Portland?
-Eh… No więc rozważałam jazdę pociągiem, bądź złapanie stopa. Co o tym sądzisz?
-Chyba najbezpieczniejsza będzie jazda pociągiem, aczkolwiek nie wiadomo czy znajdziemy coś o interesującej nas godzinie. Sama wiesz że w naszym malutkim miasteczku pociągi nie kursują co pięć minut.- Rosę westchnęła.
-Właśnie w tym problem. Więc może spróbujmy złapać okazję? –zaproponowała.
-No dobra. Obyśmy tylko nie wpadli na znajomych ojca.
Dziewczyna kiwnęła głową i wbiła wzrok w swoje czarne baleriny. W ciszy szli przed siebie. Wiatr nieprzyjemnie targał włosami dziewczyny i drażnił delikatną skórę na policzkach chłopaka. Oboje starali się nie zwracać na to uwagi. Gdy doszli do głównej drogi, którą samochody osobowe kierowały się do Portland rzucili bagaże na pobocze, a sami stanęli i wypatrywali samochodu, który zechciałby ich podrzucić. Auta mijały ich nawet nie zwracając na nich uwagi, jak gdyby byli niewidzialni. Rosalie po trzydziestu minutach zaczęła tracić nadzieje, usiadła obok swojego plecaka podkuliła nogi pod brodę i ukryła twarz w kolanach. Cały czas po głowie chodziło jej to co zapisane było w księdze i choć Drew tego nie okazywał, wiedziała że jemu także nie daje to spokoju.
Obyśmy się tylko nie spóźnili na samolot. –przemknęło jej przez myśl. W tej samej chwili usłyszała pisk opon, a zaraz potem miły kobiecy głos.
-Cześć. Gdzie się wybieracie? –zapytała młoda brunetka siedząca za kierownicą.
-Do Portland. –odezwał się Drew.
-No to macie szczęście, bo właśnie tam jadę. Wskakujcie. –powiedziała posyłając im niezwykle czuły uśmiech.
-Naprawdę? –odezwała się Rose z ogromnym entuzjazmem, wstając na równe nogi. Chwyciła torbę i plecak i popędziła do auta. –Dziękujemy. –powiedziała rozsiadając się wygodnie na tylnym siedzeniu mercedesa. Za chwilę obok niej siedział brat. Oboje zapieli pasy, a kobieta ruszyła.
Podróż minęła im bardzo miło. Rose znalazła wspólny język z Elizabeth i bez przerwy o czymś rozmawiały. Drew także co jakiś czas brał udział w konwersacji. Okazało się ze kobieta jest tylko o 3 lata starsza od rodzeństwa i studiuje medycynę. Dziewczyny wymieniły się numerami i postanowiły jeszcze kiedyś się spotkać. Gdy zajechali do Portland mieli jeszcze sporo czasu do odlotu. Co prawda odprawa zaczynała się pół godziny przed startem, jednak i tak mieli mnóstwo czasu. Postanowili więc udać się do starbucks’a oddalonego kawałek drogi od lotniska. Lokal był urządzony w bardzo eleganckim stylu. W pomieszczeniu dominowały brąz i beż z domieszką bieli. Drewniane stoliki i krzesła, miały odcień ciemnego orzecha, a wszystko to oświetlały małe halogenowe żarówki zamontowane w suficie. Rodzeństwo podeszło do lady za którą stała młoda dziewczyna w fartuszku z logiem starbucks’a, oraz daszkiem na głowie.
-W czym mogę pomóc.-zapytała kobieta.
-Poproszę muffinkę czekoladową, kawałek tortu Royal oraz Carmel Frappucino. –złożyła zamówienie Rose i zwróciła się do brata –a Ty Drew?
-Ja poproszę croissanta, sernik z truskawkami oraz gorącą czekoladę. –odezwał się po chwili namysłu. Siostra zapłaciła i razem ze swoim zamówieniem zajęli miejsce przy oknie.
-Mmm… Jak ja uwielbiam starbucks’a. –powiedziała Rose niewyraźnie z ustami zapchanymi muffinką. Drew się zaśmiał i kiwnął głową. Oboje byli potwornie głodni, więc taki zastrzyk cukru dobrze im zrobił. Gdy skończyli słodki posiłek oraz ciepłe napoje mieli jeszcze godzinę do odprawy. Postanowili więc spacerkiem udać się w stronę lotniska, ponieważ musieli jeszcze odebrać bilety.
Gdy odebrali karty wejściowe na pokład zaraz zaczęła się odprawa. Byli drudzy w kolejce wiec poszło szybko i za chwilę byli już po drugiej stronie barierki. Przeszli na płytę lotniska gdzie stał już ich samolot. Chwilę później było można do niego wchodzić. Rodzeństwo znalazło swoje miejsca i rozsiadło się wygodnie. Rosalie usiadła przy oknie, ponieważ uwielbiała podczas lotu podziwiać to co działo się za szybą. W samolocie pojawiało się coraz więcej osób, a do odlotu zostało jeszcze 15 minut. Nagle Rose uświadomiła sobie, że nie zadzwonili do cioci.
-Drew. –szturchnęła brata w ramię. Chłopak spojrzał się na nią pytająco. –Mieliśmy powiadomić Sarę.
-Rzeczywiście, zapomniałem.
-No to dzwoń, na co czekasz? –powiedziała Rosalie a Drew wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer. Przystawił telefon do ucha i czekał, aż kobieta odbierze.
-Cześć ciociu, tu Drew. –powiedział gdy tylko usłyszał głos ciotki. –Dzwonię powiedzieć że za około dwie godziny będziemy w Detroit. Właśnie wsiedliśmy do samolotu.
-Okej. Wyślę po was wujka.
-Dziękujemy. Do zobaczenia. –zakończył Drew, po czym rozłączył się i schował telefon do kieszeni. –Wujek po nas przyjedzie.
-Oo, to fajnie. –powiedziała zadowolona Rose. Za chwilę w całym samolocie rozległ się głos stewardessy, która zaleciła zapięcie pasów, oraz wyłączenie telefonów komórkowych. Życzyła także miłego lotu. Wszyscy pasażerowie posłusznie wykonali prośbę kobiety i za chwilę siedzieli zapięci w pasach i gotowi do odlotu. Gdy samolot wzbił się w powietrze można było się odpiąć. Od razu zaczęło się kursowanie po pokładzie. Najczęściej były to dzieci, ciągnące rodzica za rękę w kierunku łazienki oraz Stewardessy z wózkiem proponujące pasażerom napoje oraz przekąski.
Lot minął zadziwiająco szybko i nim się obejrzeli musieli znów zapinać pasy, ponieważ samolot podchodził do lądowania. Obyło się bez turbulencji z czego wszyscy byli bardzo zadowoleni. Po wylądowaniu stewardessa pożegnała wszystkich ciepło zaprosiła ponownie. Ludzie po kolei zaczęli wylewać się z maszyny. Rodzeństwo odebrało swój bagaż i zaczęło rozglądać się w poszukiwaniu wujka.
-Dzieciaki! Tutaj! –usłyszeli za sobą męski głos. Odwrócili się i ujrzeli przystojnego wysokiego bruneta, który wyglądał na co najwyżej 25 lat, a miał ich trochę więcej. Uśmiechał się do nich przyjaźnie i machał ręką. Ruszyli w jego stronę.
-Cześć, jak ja was dawno nie widziałem. Nie wierzę, jak was wyciągnęło. –powiedział ściskając rodzeństwo.
-Ty za to nic się nie zmieniłeś. –rzekła Rose.
-Oj tam. –zaśmiał się Eric i ruszył w stronę parkingu. Rodzeństwo podążało za nim. Mężczyzna zatrzymał się przed samochodem terenowym otworzył jedne z tylnych drzwi i gestem zaprosił dwójkę do środka. Sam usiadł za kierownicą i odpalił silnik po czym ostrożnie zaczął wyjeżdżać z zapchanego parkingu, by po znalezieniu się na jezdni docisnąć pedał gazu. 
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Ehh...No więc uważam że rozdział nie jest najgorszy, ale też nie jestem z niego jakoś szalenie zadowolona. Ale cóż, ocenę pozostawiam Wam ; ) Mama nadzieję że się podobało. I proszę jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w komentarzu, bo nie wiem czy mam dla kogo pisać. Nie musi to być jakiś bardzo rozwinięty komentarz wystarczy zwykłe 'fajnie' lub '; )' po prostu chcę wiedzieć czy jest sens dalej to pisać.;)) 
xoxo
-E.