sobota, 1 września 2012

Sixth



Drew niechętnie otworzył powieki i rozejrzał się w poszukiwaniu telefonu z którego już po raz trzeci wydobywała się irytująca melodia, która miała za zadanie obudzić go i jak na razie wychodziło jej to świetnie. Jednym przyciskiem wyłączył budzik i przetarł dłonią zaspane oczy. Leniwie wygrzebał się spod cieplutkiej kołdry i opuścił swoją sypialnie kierując się do łazienki. Szybko załatwił potrzebę, umył się oraz przeczesał rozczochrane włosy i wrócił do pokoju z zamiarem ubrania się w przygotowane poprzedniego wieczoru ciuchy. Gdy zakładał na siebie koszulkę po pokoju rozległo się ciche pukanie.
-Kto tam? –zapytał chłopak.
-To ja, mogę wejść? –usłyszał cichy głos swojej bliźniaczki.
-Jasne. –odpowiedział i zaraz w pomieszczeniu pojawiła się zgrabna, ładnie ubrana dziewczyna z turbanem z ręcznika na głowie.
-Jak tam? Gotowy? –zapytała.
-No raczej.
-Masz paszport?
-O, dziękuję że przypomniałaś.
-Och, Drew, co Ty byś beze mnie zrobił? –dziewczyna zachichotała po czym dodała. –Idę wysuszyć włosy i zaraz będziemy się zbierać.  
-Okej. –mruknął chłopak.
Rose cicho zamknęła drzwi i udała się do łazienki. Tam zabrała się za suszenie wilgotnej grzywy. Ciepłe podmuchy suszarki sprawiały, że woda z blond włosów dziewczyny wyparowywała, aż wreszcie były całkowicie suche. Idealnie rozczesała piękne fale i odłożyła na miejsce suszarkę. Opuściła łazienkę i udała się do pokoju żeby zabrać z niego swój bagaż. Zeszła na dół uważając żeby nie natknąć się na macochę, jednak okazało się ze w holu nikogo nie było, tak samo też w kuchni. Pusto. Ani jednej żywej duszy, nie licząc oczywiście jej i jej brata, który jeszcze robił coś w swoim pokoju.  Ucieszyła się z tego powodu, ponieważ mogła spokojnie wyjść z domu z torbą i plecakiem nie budząc niczyich podejrzeń. Postawiła swój ekwipunek pod ścianą w korytarzu i wsunęła na nogi swoje czarne baleriny. Tym czasem na schodach pojawił się Drew z plecakiem na plecach i torbą z laptopem na ramieniu.
-Nie ma Megan? –zapytał ledwo słyszalnym głosem.
-Ani Megan, ani ojca nigdzie nie widać. –odparła głośno.
-Ciekawe gdzie się podziała ta jędza, ale dla nas to nawet lepiej że jej nie ma. –powiedział Drew stawiając na podłogę swoje pakunki i tak samo jak siostra zabrał się za zakładanie butów. Gdy byli gotowi wymaszerowali z domu zamykając za sobą drzwi.  Na podwórku było chłodno. Wiał mroźny, nieprzyjemny wietrzyk, a niebo pokrywała warstwa ciemnych chmur, które najprawdopodobniej nie zwiastowały dobrej pogody. Rose zadrżała z zimna gdy tylko poczuła na sobie dotyk nieprzyjemnego powietrza. Naciągnęła rękawy lekkiego czarnego sweterka na dłonie.
-Drew? –zapytała chłopaka, który stał już przy furtce. –Mogę cofnąć się po moją kurtkę? Trochę dziś chłodno.
-Nie ma sprawy, leć. –powiedział brunet z uśmiechem. Dziewczyna szybko popędziła do domu i za chwilę była z powrotem w swojej ulubionej jeansowej kurtce. Opuścili parcelę i ruszyli przed siebie.
-Tak właściwie –zaczął Drew –jak opuścimy Katerfields i dostaniemy się do Portland?
-Eh… No więc rozważałam jazdę pociągiem, bądź złapanie stopa. Co o tym sądzisz?
-Chyba najbezpieczniejsza będzie jazda pociągiem, aczkolwiek nie wiadomo czy znajdziemy coś o interesującej nas godzinie. Sama wiesz że w naszym malutkim miasteczku pociągi nie kursują co pięć minut.- Rosę westchnęła.
-Właśnie w tym problem. Więc może spróbujmy złapać okazję? –zaproponowała.
-No dobra. Obyśmy tylko nie wpadli na znajomych ojca.
Dziewczyna kiwnęła głową i wbiła wzrok w swoje czarne baleriny. W ciszy szli przed siebie. Wiatr nieprzyjemnie targał włosami dziewczyny i drażnił delikatną skórę na policzkach chłopaka. Oboje starali się nie zwracać na to uwagi. Gdy doszli do głównej drogi, którą samochody osobowe kierowały się do Portland rzucili bagaże na pobocze, a sami stanęli i wypatrywali samochodu, który zechciałby ich podrzucić. Auta mijały ich nawet nie zwracając na nich uwagi, jak gdyby byli niewidzialni. Rosalie po trzydziestu minutach zaczęła tracić nadzieje, usiadła obok swojego plecaka podkuliła nogi pod brodę i ukryła twarz w kolanach. Cały czas po głowie chodziło jej to co zapisane było w księdze i choć Drew tego nie okazywał, wiedziała że jemu także nie daje to spokoju.
Obyśmy się tylko nie spóźnili na samolot. –przemknęło jej przez myśl. W tej samej chwili usłyszała pisk opon, a zaraz potem miły kobiecy głos.
-Cześć. Gdzie się wybieracie? –zapytała młoda brunetka siedząca za kierownicą.
-Do Portland. –odezwał się Drew.
-No to macie szczęście, bo właśnie tam jadę. Wskakujcie. –powiedziała posyłając im niezwykle czuły uśmiech.
-Naprawdę? –odezwała się Rose z ogromnym entuzjazmem, wstając na równe nogi. Chwyciła torbę i plecak i popędziła do auta. –Dziękujemy. –powiedziała rozsiadając się wygodnie na tylnym siedzeniu mercedesa. Za chwilę obok niej siedział brat. Oboje zapieli pasy, a kobieta ruszyła.
Podróż minęła im bardzo miło. Rose znalazła wspólny język z Elizabeth i bez przerwy o czymś rozmawiały. Drew także co jakiś czas brał udział w konwersacji. Okazało się ze kobieta jest tylko o 3 lata starsza od rodzeństwa i studiuje medycynę. Dziewczyny wymieniły się numerami i postanowiły jeszcze kiedyś się spotkać. Gdy zajechali do Portland mieli jeszcze sporo czasu do odlotu. Co prawda odprawa zaczynała się pół godziny przed startem, jednak i tak mieli mnóstwo czasu. Postanowili więc udać się do starbucks’a oddalonego kawałek drogi od lotniska. Lokal był urządzony w bardzo eleganckim stylu. W pomieszczeniu dominowały brąz i beż z domieszką bieli. Drewniane stoliki i krzesła, miały odcień ciemnego orzecha, a wszystko to oświetlały małe halogenowe żarówki zamontowane w suficie. Rodzeństwo podeszło do lady za którą stała młoda dziewczyna w fartuszku z logiem starbucks’a, oraz daszkiem na głowie.
-W czym mogę pomóc.-zapytała kobieta.
-Poproszę muffinkę czekoladową, kawałek tortu Royal oraz Carmel Frappucino. –złożyła zamówienie Rose i zwróciła się do brata –a Ty Drew?
-Ja poproszę croissanta, sernik z truskawkami oraz gorącą czekoladę. –odezwał się po chwili namysłu. Siostra zapłaciła i razem ze swoim zamówieniem zajęli miejsce przy oknie.
-Mmm… Jak ja uwielbiam starbucks’a. –powiedziała Rose niewyraźnie z ustami zapchanymi muffinką. Drew się zaśmiał i kiwnął głową. Oboje byli potwornie głodni, więc taki zastrzyk cukru dobrze im zrobił. Gdy skończyli słodki posiłek oraz ciepłe napoje mieli jeszcze godzinę do odprawy. Postanowili więc spacerkiem udać się w stronę lotniska, ponieważ musieli jeszcze odebrać bilety.
Gdy odebrali karty wejściowe na pokład zaraz zaczęła się odprawa. Byli drudzy w kolejce wiec poszło szybko i za chwilę byli już po drugiej stronie barierki. Przeszli na płytę lotniska gdzie stał już ich samolot. Chwilę później było można do niego wchodzić. Rodzeństwo znalazło swoje miejsca i rozsiadło się wygodnie. Rosalie usiadła przy oknie, ponieważ uwielbiała podczas lotu podziwiać to co działo się za szybą. W samolocie pojawiało się coraz więcej osób, a do odlotu zostało jeszcze 15 minut. Nagle Rose uświadomiła sobie, że nie zadzwonili do cioci.
-Drew. –szturchnęła brata w ramię. Chłopak spojrzał się na nią pytająco. –Mieliśmy powiadomić Sarę.
-Rzeczywiście, zapomniałem.
-No to dzwoń, na co czekasz? –powiedziała Rosalie a Drew wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer. Przystawił telefon do ucha i czekał, aż kobieta odbierze.
-Cześć ciociu, tu Drew. –powiedział gdy tylko usłyszał głos ciotki. –Dzwonię powiedzieć że za około dwie godziny będziemy w Detroit. Właśnie wsiedliśmy do samolotu.
-Okej. Wyślę po was wujka.
-Dziękujemy. Do zobaczenia. –zakończył Drew, po czym rozłączył się i schował telefon do kieszeni. –Wujek po nas przyjedzie.
-Oo, to fajnie. –powiedziała zadowolona Rose. Za chwilę w całym samolocie rozległ się głos stewardessy, która zaleciła zapięcie pasów, oraz wyłączenie telefonów komórkowych. Życzyła także miłego lotu. Wszyscy pasażerowie posłusznie wykonali prośbę kobiety i za chwilę siedzieli zapięci w pasach i gotowi do odlotu. Gdy samolot wzbił się w powietrze można było się odpiąć. Od razu zaczęło się kursowanie po pokładzie. Najczęściej były to dzieci, ciągnące rodzica za rękę w kierunku łazienki oraz Stewardessy z wózkiem proponujące pasażerom napoje oraz przekąski.
Lot minął zadziwiająco szybko i nim się obejrzeli musieli znów zapinać pasy, ponieważ samolot podchodził do lądowania. Obyło się bez turbulencji z czego wszyscy byli bardzo zadowoleni. Po wylądowaniu stewardessa pożegnała wszystkich ciepło zaprosiła ponownie. Ludzie po kolei zaczęli wylewać się z maszyny. Rodzeństwo odebrało swój bagaż i zaczęło rozglądać się w poszukiwaniu wujka.
-Dzieciaki! Tutaj! –usłyszeli za sobą męski głos. Odwrócili się i ujrzeli przystojnego wysokiego bruneta, który wyglądał na co najwyżej 25 lat, a miał ich trochę więcej. Uśmiechał się do nich przyjaźnie i machał ręką. Ruszyli w jego stronę.
-Cześć, jak ja was dawno nie widziałem. Nie wierzę, jak was wyciągnęło. –powiedział ściskając rodzeństwo.
-Ty za to nic się nie zmieniłeś. –rzekła Rose.
-Oj tam. –zaśmiał się Eric i ruszył w stronę parkingu. Rodzeństwo podążało za nim. Mężczyzna zatrzymał się przed samochodem terenowym otworzył jedne z tylnych drzwi i gestem zaprosił dwójkę do środka. Sam usiadł za kierownicą i odpalił silnik po czym ostrożnie zaczął wyjeżdżać z zapchanego parkingu, by po znalezieniu się na jezdni docisnąć pedał gazu. 
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Ehh...No więc uważam że rozdział nie jest najgorszy, ale też nie jestem z niego jakoś szalenie zadowolona. Ale cóż, ocenę pozostawiam Wam ; ) Mama nadzieję że się podobało. I proszę jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w komentarzu, bo nie wiem czy mam dla kogo pisać. Nie musi to być jakiś bardzo rozwinięty komentarz wystarczy zwykłe 'fajnie' lub '; )' po prostu chcę wiedzieć czy jest sens dalej to pisać.;)) 
xoxo
-E.

9 komentarzy:

  1. pisz dalej... i to jest więcej niż "fajne" :)

    Pozdrawiam :)

    friendshiploveandother.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie tam się podoba. :)
    Myślę, że owszem - masz po co pisać. Skoro znajdują się choćby te dwie osoby to powinnaś pisać choćby ze względu na nie. Z czasem czytelników przybędzie. Zobaczysz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. CUDOWNE ! *-* U mnie już 1 rozdział :) http://alone-on-a-desert-island.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. oczywiście, że jest po co pisać ;).
    dobrze Ci idzie, rozdział fajjny i czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. świetnie

    ja też kocham starbucks ;D

    Zapraszam do sb

    dodaję do obserwowanych

    OdpowiedzUsuń
  6. zostałaś otagowana na moim blogu :) zapraszam do siebie, http://alone-on-a-desert-island.blogspot.com/


    + kilka ważnych notek i 2 rozdział !

    OdpowiedzUsuń