Drew niechętnie otworzył powieki i rozejrzał się w poszukiwaniu
telefonu z którego już po raz trzeci wydobywała się irytująca melodia, która
miała za zadanie obudzić go i jak na razie wychodziło jej to świetnie. Jednym
przyciskiem wyłączył budzik i przetarł dłonią zaspane oczy. Leniwie wygrzebał
się spod cieplutkiej kołdry i opuścił swoją sypialnie kierując się do łazienki.
Szybko załatwił potrzebę, umył się oraz przeczesał rozczochrane włosy i wrócił
do pokoju z zamiarem ubrania się w przygotowane poprzedniego wieczoru ciuchy.
Gdy zakładał na siebie koszulkę po pokoju rozległo się ciche pukanie.
-Kto tam? –zapytał chłopak.
-To ja, mogę wejść? –usłyszał cichy głos swojej bliźniaczki.
-Jasne. –odpowiedział i zaraz w pomieszczeniu pojawiła się
zgrabna, ładnie ubrana dziewczyna z turbanem z ręcznika na głowie.
-Jak tam? Gotowy? –zapytała.
-No raczej.
-Masz paszport?
-O, dziękuję że przypomniałaś.
-Och, Drew, co Ty byś beze mnie zrobił? –dziewczyna
zachichotała po czym dodała. –Idę wysuszyć włosy i zaraz będziemy się zbierać.
-Okej. –mruknął chłopak.
Rose cicho zamknęła drzwi i udała się do łazienki. Tam zabrała
się za suszenie wilgotnej grzywy. Ciepłe podmuchy suszarki sprawiały, że woda z
blond włosów dziewczyny wyparowywała, aż wreszcie były całkowicie suche. Idealnie
rozczesała piękne fale i odłożyła na miejsce suszarkę. Opuściła łazienkę i
udała się do pokoju żeby zabrać z niego swój bagaż. Zeszła na dół uważając żeby
nie natknąć się na macochę, jednak okazało się ze w holu nikogo nie było, tak
samo też w kuchni. Pusto. Ani jednej żywej duszy, nie licząc oczywiście jej i
jej brata, który jeszcze robił coś w swoim pokoju. Ucieszyła się z tego powodu, ponieważ mogła
spokojnie wyjść z domu z torbą i plecakiem nie budząc niczyich podejrzeń. Postawiła
swój ekwipunek pod ścianą w korytarzu i wsunęła na nogi swoje czarne baleriny.
Tym czasem na schodach pojawił się Drew z plecakiem na plecach i torbą z laptopem
na ramieniu.
-Nie ma Megan? –zapytał ledwo słyszalnym głosem.
-Ani Megan, ani ojca nigdzie nie widać. –odparła głośno.
-Ciekawe gdzie się podziała ta jędza, ale dla nas to nawet
lepiej że jej nie ma. –powiedział Drew stawiając na podłogę swoje pakunki i tak
samo jak siostra zabrał się za zakładanie butów. Gdy byli gotowi wymaszerowali
z domu zamykając za sobą drzwi. Na
podwórku było chłodno. Wiał mroźny, nieprzyjemny wietrzyk, a niebo pokrywała
warstwa ciemnych chmur, które najprawdopodobniej nie zwiastowały dobrej pogody.
Rose zadrżała z zimna gdy tylko poczuła na sobie dotyk nieprzyjemnego
powietrza. Naciągnęła rękawy lekkiego czarnego sweterka na dłonie.
-Drew? –zapytała chłopaka, który stał już przy furtce. –Mogę
cofnąć się po moją kurtkę? Trochę dziś chłodno.
-Nie ma sprawy, leć. –powiedział brunet z uśmiechem.
Dziewczyna szybko popędziła do domu i za chwilę była z powrotem w swojej
ulubionej jeansowej kurtce. Opuścili parcelę i ruszyli przed siebie.
-Tak właściwie –zaczął Drew –jak opuścimy Katerfields i
dostaniemy się do Portland?
-Eh… No więc rozważałam jazdę pociągiem, bądź złapanie
stopa. Co o tym sądzisz?
-Chyba najbezpieczniejsza będzie jazda pociągiem, aczkolwiek
nie wiadomo czy znajdziemy coś o interesującej nas godzinie. Sama wiesz że w
naszym malutkim miasteczku pociągi nie kursują co pięć minut.- Rosę westchnęła.
-Właśnie w tym problem. Więc może spróbujmy złapać okazję?
–zaproponowała.
-No dobra. Obyśmy tylko nie wpadli na znajomych ojca.
Dziewczyna kiwnęła głową i wbiła wzrok w swoje czarne
baleriny. W ciszy szli przed siebie. Wiatr nieprzyjemnie targał włosami
dziewczyny i drażnił delikatną skórę na policzkach chłopaka. Oboje starali się
nie zwracać na to uwagi. Gdy doszli do głównej drogi, którą samochody osobowe
kierowały się do Portland rzucili bagaże na pobocze, a sami stanęli i
wypatrywali samochodu, który zechciałby ich podrzucić. Auta mijały ich nawet
nie zwracając na nich uwagi, jak gdyby byli niewidzialni. Rosalie po trzydziestu
minutach zaczęła tracić nadzieje, usiadła obok swojego plecaka podkuliła nogi
pod brodę i ukryła twarz w kolanach. Cały czas po głowie chodziło jej to co
zapisane było w księdze i choć Drew tego nie okazywał, wiedziała że jemu także
nie daje to spokoju.
Obyśmy się tylko nie
spóźnili na samolot. –przemknęło jej przez myśl. W tej samej chwili
usłyszała pisk opon, a zaraz potem miły kobiecy głos.
-Cześć. Gdzie się wybieracie? –zapytała młoda brunetka
siedząca za kierownicą.
-Do Portland. –odezwał się Drew.
-No to macie szczęście, bo właśnie tam jadę. Wskakujcie.
–powiedziała posyłając im niezwykle czuły uśmiech.
-Naprawdę? –odezwała się Rose z ogromnym entuzjazmem,
wstając na równe nogi. Chwyciła torbę i plecak i popędziła do auta.
–Dziękujemy. –powiedziała rozsiadając się wygodnie na tylnym siedzeniu
mercedesa. Za chwilę obok niej siedział brat. Oboje zapieli pasy, a kobieta
ruszyła.
Podróż minęła im bardzo miło. Rose znalazła wspólny język z
Elizabeth i bez przerwy o czymś rozmawiały. Drew także co jakiś czas brał
udział w konwersacji. Okazało się ze kobieta jest tylko o 3 lata starsza od
rodzeństwa i studiuje medycynę. Dziewczyny wymieniły się numerami i postanowiły
jeszcze kiedyś się spotkać. Gdy zajechali do Portland mieli jeszcze sporo czasu
do odlotu. Co prawda odprawa zaczynała się pół godziny przed startem, jednak i
tak mieli mnóstwo czasu. Postanowili więc udać się do starbucks’a oddalonego kawałek
drogi od lotniska. Lokal był urządzony w bardzo eleganckim stylu. W
pomieszczeniu dominowały brąz i beż z domieszką bieli. Drewniane stoliki i
krzesła, miały odcień ciemnego orzecha, a wszystko to oświetlały małe
halogenowe żarówki zamontowane w suficie. Rodzeństwo podeszło do lady za którą
stała młoda dziewczyna w fartuszku z logiem starbucks’a, oraz daszkiem na
głowie.
-W czym mogę pomóc.-zapytała kobieta.
-Poproszę muffinkę czekoladową, kawałek tortu Royal oraz Carmel Frappucino. –złożyła zamówienie Rose i zwróciła się do brata –a Ty Drew?
-Ja poproszę croissanta, sernik z truskawkami oraz gorącą
czekoladę. –odezwał się po chwili namysłu. Siostra zapłaciła i razem ze swoim
zamówieniem zajęli miejsce przy oknie.
-Mmm… Jak ja uwielbiam starbucks’a. –powiedziała Rose niewyraźnie
z ustami zapchanymi muffinką. Drew się zaśmiał i kiwnął głową. Oboje byli
potwornie głodni, więc taki zastrzyk cukru dobrze im zrobił. Gdy skończyli słodki
posiłek oraz ciepłe napoje mieli jeszcze godzinę do odprawy. Postanowili więc
spacerkiem udać się w stronę lotniska, ponieważ musieli jeszcze odebrać bilety.
Gdy odebrali karty wejściowe na pokład zaraz zaczęła się odprawa.
Byli drudzy w kolejce wiec poszło szybko i za chwilę byli już po drugiej stronie
barierki. Przeszli na płytę lotniska gdzie stał już ich samolot. Chwilę później
było można do niego wchodzić. Rodzeństwo znalazło swoje miejsca i rozsiadło się
wygodnie. Rosalie usiadła przy oknie, ponieważ uwielbiała podczas lotu
podziwiać to co działo się za szybą. W samolocie pojawiało się coraz więcej
osób, a do odlotu zostało jeszcze 15 minut. Nagle Rose uświadomiła sobie, że
nie zadzwonili do cioci.
-Drew. –szturchnęła brata w ramię. Chłopak spojrzał się na
nią pytająco. –Mieliśmy powiadomić Sarę.
-Rzeczywiście, zapomniałem.
-No to dzwoń, na co czekasz? –powiedziała Rosalie a Drew
wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer. Przystawił telefon do ucha i
czekał, aż kobieta odbierze.
-Cześć ciociu, tu Drew. –powiedział gdy tylko usłyszał głos
ciotki. –Dzwonię powiedzieć że za około dwie godziny będziemy w Detroit. Właśnie
wsiedliśmy do samolotu.
-Okej. Wyślę po was wujka.
-Dziękujemy. Do zobaczenia. –zakończył Drew, po czym
rozłączył się i schował telefon do kieszeni. –Wujek po nas przyjedzie.
-Oo, to fajnie. –powiedziała zadowolona Rose. Za chwilę w
całym samolocie rozległ się głos stewardessy, która zaleciła zapięcie pasów,
oraz wyłączenie telefonów komórkowych. Życzyła także miłego lotu. Wszyscy
pasażerowie posłusznie wykonali prośbę kobiety i za chwilę siedzieli zapięci w
pasach i gotowi do odlotu. Gdy samolot wzbił się w powietrze można było się odpiąć.
Od razu zaczęło się kursowanie po pokładzie. Najczęściej były to dzieci,
ciągnące rodzica za rękę w kierunku łazienki oraz Stewardessy z wózkiem
proponujące pasażerom napoje oraz przekąski.
Lot minął zadziwiająco szybko i nim się obejrzeli musieli
znów zapinać pasy, ponieważ samolot podchodził do lądowania. Obyło się bez
turbulencji z czego wszyscy byli bardzo zadowoleni. Po wylądowaniu stewardessa
pożegnała wszystkich ciepło zaprosiła ponownie. Ludzie po kolei zaczęli wylewać
się z maszyny. Rodzeństwo odebrało swój bagaż i zaczęło rozglądać się w
poszukiwaniu wujka.
-Dzieciaki! Tutaj! –usłyszeli za sobą męski głos. Odwrócili
się i ujrzeli przystojnego wysokiego bruneta, który wyglądał na co najwyżej 25
lat, a miał ich trochę więcej. Uśmiechał się do nich przyjaźnie i machał ręką.
Ruszyli w jego stronę.
-Cześć, jak ja was dawno nie widziałem. Nie wierzę, jak was
wyciągnęło. –powiedział ściskając rodzeństwo.
-Ty za to nic się nie zmieniłeś. –rzekła Rose.
-Oj tam. –zaśmiał się Eric i ruszył w stronę parkingu.
Rodzeństwo podążało za nim. Mężczyzna zatrzymał się przed samochodem terenowym otworzył
jedne z tylnych drzwi i gestem zaprosił dwójkę do środka. Sam usiadł za
kierownicą i odpalił silnik po czym ostrożnie zaczął wyjeżdżać z zapchanego
parkingu, by po znalezieniu się na jezdni docisnąć pedał gazu.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Ehh...No więc uważam że rozdział nie jest najgorszy, ale też nie jestem z niego jakoś szalenie zadowolona. Ale cóż, ocenę pozostawiam Wam ; ) Mama nadzieję że się podobało. I proszę jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w komentarzu, bo nie wiem czy mam dla kogo pisać. Nie musi to być jakiś bardzo rozwinięty komentarz wystarczy zwykłe 'fajnie' lub '; )' po prostu chcę wiedzieć czy jest sens dalej to pisać.;))
xoxo
-E.
pisz dalej... i to jest więcej niż "fajne" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
friendshiploveandother.blogspot.com
A mnie tam się podoba. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że owszem - masz po co pisać. Skoro znajdują się choćby te dwie osoby to powinnaś pisać choćby ze względu na nie. Z czasem czytelników przybędzie. Zobaczysz. :)
CUDOWNE ! *-* U mnie już 1 rozdział :) http://alone-on-a-desert-island.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńoczywiście, że jest po co pisać ;).
OdpowiedzUsuńdobrze Ci idzie, rozdział fajjny i czekam na kolejny ;*
Bosko coraz lepiej
OdpowiedzUsuńświetnie
OdpowiedzUsuńja też kocham starbucks ;D
Zapraszam do sb
dodaję do obserwowanych
zostałaś otagowana na moim blogu :) zapraszam do siebie, http://alone-on-a-desert-island.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń+ kilka ważnych notek i 2 rozdział !
:) .
OdpowiedzUsuńsuuuuper !!! :)
OdpowiedzUsuń