Weszli do małego zagraconego pomieszczenia. Wszystko było
przesiąknięte wilgocią i zasypanie kurzem. Drew od razu zaczął kichać, alergia
robi swoje. W pokoju było ciemno, jednak o dziwo nie potrzebowali zapalać
światła. Wszystko widzieli wyraźnie co ich trochę zdziwiło. Podeszli do
kartonów na których wielkimi literami napisane było „Amber” . Usiedli na
podłodze i zabrali się za przeglądanie rzeczy zgromadzonych w obszernych
pudłach.
-Myślałaś już o tym kim- chłopak kichnął po czym dokończył-
jesteśmy?
-No coś Ty całkowicie to olałam, ponieważ wolałam myśleć o
tym co zrobić na kolacje dla naszej uroczej Megan. –powiedziała Rose z ironią i
spojrzała na niego spode łba. – Jasne że myślałam, przez te całe zagadki
podpadłam trochę dla pana Adamsa.
-Ja też o tym myślałem i szczerze to nic nie wymyśliłem. –
kolejne kichnięcie.- Musimy się streszczać bo zaraz zakicham się na śmierć.
–Powiedział z kwaśną miną.
-Mam!- powiedziała w triumfem w głosie Rosalie. –Dobra,
możemy stąd iść.
Wparowali do pokoju chłopaka. Blondynka usiadła na podłodze
opierając się plecami o łóżko, a jej
brat zajął miejsce naprzeciwko niej. Dziewczyna zdjęła z szyi wisiorek i gestem
nakazała chłopakowi dać sygnet. Czekało ich teraz rozszyfrowanie zamka. Drew
obejrzał go dokładnie i w odpowiednie miejsce przyłożył przedmioty należące do
nich. Usłyszeli ciche kliknięcie.
-Udało się. –powiedział radośnie.
Otworzyli księgę a z jej wnętrza wyleciała koperta. Rose
odłożyła na bok książkę i wzięła w dłonie lekko pożółkłą kopertę. Otworzyła ją
i wyjęła z środka zapisaną starannie kartkę, od razu rozpoznała pismo matki.
Dziewczyna wzięła wdech i zaczęła czytać na głos.
Kochane dzieci.
Jeśli sami musieliście odnaleźć księgę, to znaczy, że ja już jestem na
innym świecie. Mam nadzieję że tata dobrze się wami zaopiekuje.
Zapewne pierwsze ataki były dla was szokiem, ponieważ nie mieliście
pojęcia że cos takiego nastąpi, nikt was nie przygotował. Wierze jednak że uda Wam
się przez to przejść. Macie przecież siebie.
Jest jednak jeszcze jedna osoba która Wam pomoże. Gdy już dowiecie się
kim jesteście udajcie się do cioci Sary.
Kocham Was. Mama.
Gdy Rose skończyła po jej policzku spłynęła łza, lecz ona
szybko wytarła ją rękawem. Choć minęły już cztery lata, to i tak każde wspomnienie
mamy zadawało jej ból.
-Czyli nie będziemy z tym sami. Tylko jest jeden problem.
Jak niby ojciec puści nas do ciotki Sary, która mieszka w Detroid? –powiedział
Drew.
-Tata nie będzie musiał o niczym wiedzieć. Mam pewien
pomysł.-odparła Rose chowając kartkę do koperty.
-Jaki?
-Ja mam trochę swoich oszczędności, wystarczą one na pewno
na bilet w jedna stronę, a jeśli poprosimy ojca na pewno da nam trochę kasy.
Przecież on myśli ze pieniądze zastąpią wszystko.
-No racja, ale to nie zmienia faktu że on nie zgodzi się na ten wyjazd.
-Ale on nie musi o niczym wiedzieć. Po prostu zawiadomimy
ciocię spakujemy się i wyjdziemy do szkoły, a zamiast tam udamy się do Sary.
-No dobra, może się uda. A teraz musimy wreszcie dowiedzieć
się kim jesteśmy. –powiedział zniecierpliwiony chłopak.
Rosalie wzięła księgę na kolana i otworzyła ją. Ich oczom
ukazały się przeróżne zdjęcia różnych osób, wyglądało to na kronikę rodzinną.
Były również puste miejsca na, jak się domyślili ich zdjęcia, a później także
ich potomków.
-Zdjęcia naszych przodków. I co nam to daje? To raczej nie
wyjaśnia sprawy. –Powiedziała Rose i odłożyła energicznie księgę.
-Czekaj… -powiedział nagle chłopak, otworzył tylną okładkę a
ich oczom ukazał się piękny, starannie zdobiony, pisany ręcznie tekst.
Rodzeństwo spojrzało na siebie i zabrało się do czytania.
_______________________________________________________
Jest i czwóreczka ; ) .
Jest i czwóreczka ; ) .
no i udało się, dobiliście obserwatorów do 10, a a dacie radę do 18 obserwacji i 10 komentarzy? ; D
Jeśli wam się uda to dodam piąteczkę; ) .
Wierzę w Was ; p
Ewa ;D